poniedziałek, 31 marca 2014

Tak to jest/zapomnienie

pamiętam kwiaty polne. rwaliśmy po rowach
i składali w bukiety wybarwione czerwcem
pszczoły kradły pyłek zapachem zwabione
sypały się płatki na białą sukienkę

dziś sukienka ściemniała martwo ułożona
otoczona sztywnymi wiązankami kalii
a my tacy sami lecz o starych twarzach
ponura asysta z niemym pożegnaniem

2014

Dotykając gliny

czuję gotowy kształt
lecz dłonie niewprawne
badają strukturę użyczając ciepła

miękki się staje wtedy i uległy
podatny na podmuch
uczymy się szeptać

a kiedy przenikniemy już siebie nawzajem

mogę zaczerpnąć pełną garścią


2012

czwartek, 27 marca 2014

W cyfrach zagubieni

matematycy piszą wiersze na papierze w kratkę
w klasycznych słupkach obliczają odległość do ukochanej
i prawdopodobieństwo upadku z księżyca

kochają nieskończenie wynajdując duże różnice
i małe różniczki. całkując do potęgi mnożą
poprzez dodawanie dwóch jedynek.

matematycy czasami są księgowymi
z niezamkniętym bilansem.


2014

poniedziałek, 24 marca 2014

O zmierzchu

Każde miejsce zamieszkania ma swoje dobre i złe strony. Niektórzy ludzie nie wyobrażają sobie życia poza miastem, inni w mieście. Należę do tej drugiej grupy. Jakie są korzyści z mieszkania poza miastem? Chociażby możliwość obserwowania natury.
Dzisiaj, kiedy zapadał zmrok ale jeszcze dość dobrze było widać, obserwowałam polującą łasicę. Jeszcze w szacie zimowej czyli biała jak śnieg, była doskonale widoczna. Zapolowała na nornicę, którą wyciągnęła z nory. Walka trwała dobrych kilkanaście minut przy czym nornica była większa od łasicy. Ale łasica to drapieżnik. W końcu zwyciężyła. Poniosła łup (większy od siebie) do nory. Obserwowałam gdzie ma tę norę. W końcu polowała na mojej działce czyli na moim terenie. Zniknęła w pryzmie ziemi, przeznaczonej do rozsypania w miejscu gdzie będzie trawnik.
I co ja mam teraz zrobić?

sobota, 22 marca 2014

Srebrniki



Ciemność zrodziła wielowarstwowo zwielokrotnione szepty.
Bacznie się rozglądając przemykał ulicami miasta
chroniony poprzez cień sam w sobie niebezpieczny
on, najmniej ważny z gildii sprzedawczyków i złodziei.

Ostrożnie przesuwając stopy po nierównym gruncie,
od czasu do czasu oblewany potem i srebrną poświatą księżyca
smugami rozcinającą następujący na nią uparcie mrok,
drżący nie tyle od chłodu co ze strachu przed zauważeniem.

To była ta noc, noc, która miała przynieść odmianę losu.
Dzień był zbyt jasny, nie miał szans pomiędzy większymi,
z nadejściem wieczoru stawał się odważny, szybki i bezwzględny,
zdecydowany na dokonanie zbrodni oraz dziejowych zmian.

Tak więc skradał się współpracując z chmurami gaszącymi niepotrzebne światło
a w myślach obliczał trzydzieści srebrnych kropel nie wiedząc,
że poparzą mu dłonie tak jak to zrobiły z sercem i mózgiem.
Jako że nikt nie zna swojej przyszłości chociażby była wiadoma.

W końcu stał się szczęśliwym posiadaczem liczby ponad wyobrażenie,
a kiedy przeliczał padł blask srebrny i rzucił na ziemię cień,
z którego wyrosły później szeleszczące blado-przezroczyste pieniążki
z czarnymi nasionami zdrady, ozdobą będące lasów, ogrodów i bukietów.


a on? Zniknął. Powiadają, że sam wymierzył sobie sprawiedliwość…


2011

sobota, 15 marca 2014

Anna i deszcz

słucham jak deszcz szczypie szyby
wiatr go niesie z północy gdzie gorące źródło
stało się wieczną zmarzliną

sprowadza niepokój i depresję
na dobrą noc przypominam więc sobie
strzępy rozmów gorących i nietrwałych jak iskry

krajobraz zmienia barwy na czarno-szare
drzewa omiatają czubkami ziemię

razem z nimi przetrwam

2014

piątek, 14 marca 2014

Tomorrow






Właśnie spłonęły marzenia o wiośnie czyli efekt porządków. Jutro od godziny 10 powróci zima a do łask - kominek.

środa, 12 marca 2014

Walka



o kawałek małża albo inne padło             
pobiły się ptaki – kruk przeciw rybitwie,
walka przerywana szaleńczą gonitwą      
by jedno drugiemu ścierwa nie ukradło   

tracąc piękno, grację, mocno poranione 
twarde, ostre dzioby -  broń to doskonała
w krąg leciały pióra szarpane, tłamszone
skrzekiem głośnym cała okolica drżała   

czteroskrzydłym śmigłem, kształtem rozmazanym         
czarno-białym kleksem na nieba błękicie,          
rubinowo lśniły rozdrapane rany                
obłąkaną barwą tryskającą życiem                      

donośne krakanie światu obwieściło                   
zwycięstwo i tryumf, choć drogo sprzedany        
chyba się krukowi to nie opłaciło  
dla marnych okruchów długo leczyć rany 

Szalony poeta



szalony poeta w głowie ma zmieszane
czasem coś wybuchnie pali ogniem jasnym
szalony poeta chodzi spać nad ranem
rzuca się w pościeli lecz nie może zasnąć

blask księżyca zimny oświetla pokoik
wydobywa cienie na ściennych zaciekach
szalony poeta ogromnie się boi
więc oczy zamyka w świat myśli ucieka

nieszczęsny bo tamże też wszystko się kłębi
wiruje i zlewa tworząc formy mgliste
nie może wydobyć się z bezdennej głębi
nie wie co fantazją a co rzeczywiste

w szalonym poecie wielki smutek mieszka
dni rozmalowanych na uczuć palecie
zaginęła prosta życia jego ścieżka
popatrz czyste kartki w pustych dłoniach gniecie

2011

niedziela, 9 marca 2014

Zegarek



Pojawił się niespodziewanie. Tak samo jak kiedyś zniknął z pola mojego widzenia i pamięci. Zegarek ojca. Stary Wostok ze wskazówkami i datownikiem. Datownik wskazywał dzień przed śmiercią ojca, zatrzymane wskazówki z niczym się nie kojarzyły a zapytać nie mam już kogo. Sparciały pasek, zardzewiałe sprzączki i wiele wspomnień. A wśród nich jedno, szczególne.

Dzień przed śmiercią ojca był niedzielą. W tamtych czasach nie było telefonów komórkowych a rozmowy z rodzicami przeprowadzałam z poczty. Dlatego nie wiedziałam, że ojciec był od dwóch dni w szpitalu. Jeszcze nie zdążyłam go powiadomić, że być może będzie miał wnuka. Być może, gdyż nie wiadomo było czy się urodzi. Wiele wskazywało na to, że nie, a niepewność towarzyszyła mi każdego dnia. Wtedy była jeszcze silniejsza. Chciałam jednak rodziców zawiadomić o takiej możliwości.
Następnego dnia mój mąż wpadł niespodziewanie do domu i powiedział, że ojciec jest w szpitalu na reanimacji. Spakowaliśmy to co najpotrzebniejsze i pobiegliśmy do pociągu. Po przyjeździe od razu pojechałam do szpitala. Z uwagi na mój stan zdrowia lekarze nie chcieli mnie wpuścić do pokoju ale nic nie mogło mnie powstrzymać. Ojciec był nieprzytomny. Na ręce miał właśnie ten zegarek. Żył jeszcze lecz nie mogłam z nim porozmawiać. Umarł pięć minut po moim wyjściu.

Wtedy nie wiedziałam a i dzisiaj nie jestem w stu procentach pewna tego o czym teraz napiszę.

Mój syn urodził się dokładnie osiem miesięcy później. Jako dorosły człowiek jest tego samego wzrostu co ojciec, takiej samej postury, odziedziczył po nim zdolności, identyczny sposób myślenia, żartowania, uczenia się. Oczywiście posiada również pewne cechy fizyczne i psychiczne odziedziczone po drugiej stronie gdyż niemożliwe jest aby był sobowtórem.

I tak od dawna zastanawiam się czy przypadkiem mój ojciec, który bardzo kochał dzieci, nie umarł po to aby mój syn mógł żyć, czy nie oddał mu swojej duszy wiedząc, że jest za słaby. Widzę w nim ojca nie dlatego, że chcę. Widzą go również w dużym stopniu inni, ci którzy znali obu.

W wierszu „Nie zawsze życie się kończy” napisałam:

Anna pochyla się i przygląda
boi się go nakręcić
aby nie zaczął odmierzać życia
aby nie patrzeć znowu na śmierć

nawet jeżeli staje się początkiem


Anna to ja. Nie nakręcę zegarka aby nie zaczął odmierzać życia mojego syna. Nie chcę patrzeć znowu na śmierć nawet jeżeli miała by stać się początkiem.

piątek, 7 marca 2014

Ze wspomnień







"Kościół Świętej Marii w dziupli białej leszczyny przy wartkim wirze wodnym oraz kościół Świętego Tysilio przy czerwonej jaskini"

Tak została przetłumaczona nazwa miejscowości, którą kiedyś odwiedziłam (specjalnie dla tej nazwy zresztą).

czwartek, 6 marca 2014

Na Górze Zamkowej



rozsypane kamienie
z powrotem przyjmuje ziemia
zapadają się powoli nieustannie
w łagodne pagórki porośnięte mchem

znikająca przeszłość wzrasta kwiatami
w cieniu grubego dywanu
i skalnego rumoszu

osuwisko odkryło poternę
sekretne przejście nieznane skośnookim wojskom
trzyma straż ocalała przystań dla motyli

dawno minął czas zamętu i trwogi
kiedy zamek jedyną ostoją
opierał się rozpasanym hordom

cicho tu i spokojnie
tylko cysterny nie zasila już źródło

2013

poniedziałek, 3 marca 2014

The Handsome Family - Far From Any Road

Kuźnia




Maleńka chatka, kowadło
snopy iskier
bogom kiedyś skradło
siennik, miska, nóż
to wszystko i już

Dzień mozolny
na miarowym  stukaniu upływa
iskry sekundami
odmierzają podkowy
na szczęście

lecz szczęście tu nie przebywa
chatkę omija z daleka

a kowal kuje…
i czeka



2010