Wyskoczył mi spod ręki kiedy karczowałam kawałek ziemi pod przyszłe warzywno-kwiatowe szaleństwo. Pewnie nieuważnie zniszczyłam mu pajęczynę ale cóż, albo on albo rzodkiewka. Prawem silniejszego będzie rzodkiewka. Oczywiście jeżeli do upraw nie wtrąci się np. karczownik. Jeszcze nie znam wszystkich mieszkańców działki. Chociaż o jednego karczownika jest mniej od czasu gdy upolowała go łasica. Powracając do tygrzyka. Złapałam go dosłownie "w skoku" gdyż musiałam jednocześnie pilnować aby się gdzieś nie schował i pobiec po aparat. Niestety posiadam tylko w komórce więc zdjęcie jest nie najlepszej jakości. No i dodatkowo on, a raczej ona, nie pozowała. Dla niej była to walka o przetrwanie. Nie wiedziała, że z mojej strony nie spotka jej nic złego.
Wśród rozpanoszonych dżdżownic, mrówek, biegaczy i ślimaków to był piękny akcent. Ale tygrzyk paskowany sam w sobie jest zachwycający, chociażby się nie wiem ile razy go oglądało.