tu krzyż złamany tam starta elegia
wiatr unosi słowa nic już nie znaczące
powtórnie zraniony chrystus się rozsypał
w akcie beznadziei nad obojętnością
jednym okiem patrzy na kamień pokutny
ale pośród gruzów nie odkupi winy
kościół poraniony sam pragnie opieki
cień jego nierówny niczego nie chroni
bo wiatr i ulewy wyrzeźbiły ściany
na kształt maszkary z czarnymi oczami
tylko małe wróble czasem tam świergolą
lecz echo wzmacnia ich śpiewy do krzyku
choć pamięć umarła to świeża zieloność
na prochu z kości bujnie się rozrasta
łzą rosy kropli do małych jeziorek
które jak balsamem zabliźniają rany