Grudzień. Mimo wczesnej pory, śnieg skrzył się w
świetle ulicznych latarni a także w witrynach sklepowych, przyozdobionych z
okazji nadchodzących Świąt. Granatowe niebo świeciło gwiazdami, zrzucając na
ziemię różnorodne ich miniatury. Osiadały na rzęsach, łaskotały w nos,
zamieniając się w maleńkie krople wody. Gdzieniegdzie traciły pożyczone ciepło
i spadały kryształkami delikatnie dźwięcząc. Lekki mróz sprawiał, że poruszano
się szybciej.
Kolejka tych, którzy chcieli sprawić radość dzieciom,
ciągnęła się z ulicy do wystawy sklepu z zabawkami. Szczęśliwe będą dzieci
obdarowane przez rodziców udających Świętego Mikołaja. Nie wszystkie jednak. Od
czasu do czasu widywało się rodziny omijające sklepy. Czasami któreś dziecko
przystanęło, ogromnymi oczami wpatrując w świecące, kolorowe wnętrze, lecz po
chwili niecierpliwa dłoń dorosłego odrywała je od okna, pozostawiając w sercu
niespełnioną tęsknotę patrzenia.
Codziennie przed wystawę przychodził mały chłopczyk.
Fascynowała go elektryczna kolejka. Nie jeden raz podróżował prawdziwą koleją z
rodzicami, przyglądając się mijanemu krajobrazowi, który zmieniał się jak w
kalejdoskopie i
zwiedzając
każdy dostępny zakamarek wagonu. Jednak prawdziwy pociąg był duży a chłopczyk
mały. Pragnął pociągu na miarę swoich rąk, w rozmiarze własnej wyobraźni.
Punktualnie o godzinie 17.00 obsługa sklepu włączała kolejkę, która rozpoczynała
szaloną jazdę po torach, zatrzymując się przy peronach. Można było zobaczyć
mijane miasteczka, drzewa, maleńkie kwiaty i domek dróżnika. Na stacjach
kolejowych ludzie przechodzili na perony, semafory poruszały ramionami w górę i
w dół. Przed odjazdem maszynista cicho gwizdał, zamykały się drzwi i pociąg
ruszał. W najdalszej części wystawy pociąg przejeżdżał przez most nad rzeką, po
której pływały statki. Rozchodziło się wtedy tubalne dudnienie a kiedy cichło,
wiadomo było, że pędzi pośród pól i niedługo zatrzyma się na ostatniej stacji. Tam
odpoczywał, zbierał siły na kolejny wyjazd po podróżnych udających się w różne
strony kraju. Czasami mijał jadący powoli w drugą stronę skład towarowy wiozący
węgiel albo cysterny z zapasami paliwa. Raz dziennie nadjeżdżał buńczuczny
ekspres zatrzymujący się tylko na dwóch stacjach. Ach jak głośno gwizdał
ostrzegając wszystkich, że jedzie najważniejsza maszyna, jak błyszczał, aż
wszystkie inne składy stały speszone jego wielkością.
Gwizd ekspresu był znakiem, że wszystkie pociągi
powróciły do bazy a wystawa zaraz zostanie zamknięta. Chłopczyk wracał do domu
ale podróż nadal trwała w jego wyobraźni. Nie przypuszczał aby kiedykolwiek
spełniło się jego marzenie posiadania kolejki, próbował więc ją sobie zrobić.
Najpierw sam, później zapisał się do szkółki modelarskiej. Wszystko na nic, nie
potrafił. Od czego jednak była wyobraźnia. Wystarczyły pudełka od zapałek,
trochę kolorowego papieru, kawałki węgla z piwnicy. Pociąg już był, brakowało
krajobrazu i ludzi. Musiał wystarczyć wzorzysty chodnik, na którym niebieski
pasek był rzeką a beżowy polem. Czarny skrawek oznaczał stację. Chociaż marna
to była makieta ale wyobraźnia wielka więc chłopczyk marzył i tworzył coraz
bardziej skomplikowane rozjazdy, trasy, coraz nowsze zestawy pociągów.
Trwało tak do czasu aż w jego życie wmieszał się
przypadek. Dziwny przypadek, który sprawił, że w następnym roku marzenie się
urzeczywistniło. Ale ciii… zobaczmy jak
to się stało.
Chłopczyk mimo, że był o rok starszy, niecierpliwie
czekał na Grudzień. Chciał znowu podróżować kolejką na miarę swojej wyobraźni.
Tego roku była wyjątkowo piękna. Dobudowano kilka stacji, wyrosły nowe drzewa,
główny dworzec był nowoczesny i wygodny dla podróżnych. Oczy chłopca ogromniały
z każdym dniem od wpatrywania się w cudowny świat. Pewnego dnia kolejka
zniknęła. Jakież było zdumienie dziecka, jaka żałość. Łzy płynęły ciurkiem.
Wiedział, że ktoś ją kupił, wiedział, że nigdy już takiej nie zobaczy. Nawet
jego wyobraźnia w tym czasie nie potrafiła mu zastąpić tamtego obrazu. Wielki
smutek ogarnął jego serce. Zapomniał o Świętach, nie tęsknił do zabawek, nie
czekał na Mikołaja. Nawet zima z kwiatami na szybach, ślizgawką i sankami
straciła urok.
Święta jednak przychodzą czy się chce czy nie, czy
się na nie czeka z utęsknieniem czy też o nich zapomina. Nadeszła Wigilia,
chłopczyk usiadł do stołu wraz z rodzicami. Pod choinką leżało niewiele
prezentów, ciekawość mogła wzbudzać wielka paczka ale on nie patrzył. Nadal
przeżywał swój smutek.
Po kolacji rodzice zaczęli go zachęcać aby zajrzał
pod choinkę. Podszedł i zaczął przekazywać prezenty. Ostatnim był największy.
Kiedy odczytał, że to dla niego poczuł ukłucie nadziei ale zaraz odpędził ją od
siebie. Wiedział, że rodziców nie stać na jego marzenia. Powoli rozsupływał
wstążkę, odwijał papier a kiedy ujrzał co jest w środku, zamarł z wrażenia.
Było to coś tak cudownego, że nie potrafił się śmiać ani cieszyć. Potrafił
tylko chłonąć ten widok oczami, z których spływały łzy. Bał się zamknąć oczy
aby nie zniknęła. Rodzice uśmiechali się widząc jego reakcję. Oszczędzali przez
cały rok dla tego zachwytu. Ojciec pomógł zanieść pudło do jego pokoju a
później zostawili go samego aby mógł własnymi rękami budować swój świat.
Mijały lata. Rozbudowywała się kolejka i rozwijała
wielotorowo fantazja chłopca. Pewnego dnia stał się na nią za duży. Spakował ją
pieczołowicie do pudła (musiał dodać jeszcze jedno, tak się rozrosła) i
umieścił na strychu. Był na tyle dorosły, że prawdziwe pociągi przestały być
dla niego zbyt wielkie.
W tym samym czasie (a był Grudzień), w innym mieście,
mały chłopczyk patrzył na wystawę sklepową, na której rozwijała tory
elektryczna kolejka. Nie była taka piękna jak ta, którą widział u swojego
kuzyna. Kuzyn pozwolił mu się przyglądać a nawet pobawić więc umiał je
porównać. Była dużo skromniejsza ale wiedział, że nawet takiej nie może się
spodziewać. Jego mama była biedniejsza od rodziców kuzyna.
Los, jak to los, potrafi być złośliwy ale potrafi też
płatać wesołe figle. Kiedy dorosły chłopiec dowiedział się o marzeniu młodszego
dziecka, bez żalu wysłał prezent (prawdziwą koleją). I znowu, jak kiedyś, stała
się przyczyną niepomiernej radości. Nie szkodzi, że była używana. Dodatki
wprowadzone przez poprzedniego właściciela jeszcze ją upiększały. Nie muszę
chyba wspominać, że i drugi chłopiec dbał o kolejkę, powiększał jej możliwości
a ona rozwijała jego fantazję.
Tak więc jeden prezent zachwycił dwóch chłopców,
można powiedzieć, że podwójnie spełnił swoje zadanie. Nikt nie wiedział i nikt
nie przypuszczał co jeszcze może zdziałać los.
Lata mijały, starszy chłopiec dorósł, ożenił się i
urodził się mu syn. Młodszy wyrósł z kolejki, jej miejsce zajęły książki oraz
prawdziwe podróże. Chyba wszyscy już się domyślają co było dalej. Tak. Pewnego
Grudnia kolejkę przywiózł prawdziwy pociąg do pierwszego właściciela a raczej
jego syna. A kiedy i ten dorósł, przekazał ją kolejnemu małemu chłopcu.
Wędrówka kolejki – zabawki trwa od kilkudziesięciu
lat. Każdy nowy właściciel traktuje ją jak skarb a ona odpłaca się ucząc
wyobraźni, rozwijając fantazję. Nie starzeje się tak jak nie starzeją się
marzenia.
Podróż kolejki i podróż serca. Podróż Wyobraźni.
zrzucają gwiazdy marzenia na ludzi
kto je pochwyci ty czy ja
nadzieja w sercu się budzi
a uśmiech na twarzy wciąż trwa
nie wszystkim spełni się marzenie
wystarczy niecierpliwy gest
i głos który gasi pragnienie
choć gardło pali od łez
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz